Błądząc po otchłaniach sieci, natrafiłem na taką historię:
„Działo się to w Stanach Zjednoczonych, w drugiej połowie XIX wieku, w okresie „gorączki złota”. Pewien Australijczyk przyjechał do USA i za sumę 5 dolarów kupił niewielką działkę ziemi z nadzieją na znalezienie złota. Przystąpił do kopania i wkrótce natknął się na kilka złotych samorodków. To dodało mu energii. Z jeszcze większym zacięciem drążył szyb i po jakimś czasie uzbierał w sumie około 1 kg cennego metalu. A potem wszystko się skończyło. Przez następne kilka metrów nie znalazł ani grama złota. Z przekonaniem, że złotonośna żyła się wyczerpała, odsprzedał swoją działkę za 10 dolarów i zadowolony z całego przedsięwzięcia wyjechał. Świat już nigdy o nim nie usłyszał. I dobrze! Bo wiecie, co się okazało? 10 cm poniżej miejsca, w którym przestał kopać, wkrótce odnaleziono największą żyłę złota w całej historii górnictwa.”
Co z tej opowieści wynika?
Jak dla mnie – nic. Zupełnie nic.
Jest to oczywiście bardzo sympatyczna anegdota, wywołująca uśmiech na twarzy, ale jaki wartościowy wniosek można z niej wyciągnąć?
Że czegokolwiek nie robisz, trzeba być konsekwentnym i nie zrażać się chwilowymi niepowodzeniami? To przecież kompletny banał.
Że do sukcesu w każdym przedsięwzięciu, oprócz pracy i determinacji, potrzebny jest przysłowiowy łut szczęścia? To też nie jest jakaś wiedza tajemna.
Że w czasie tzw. gorączki złota można było w krótkim czasie z małej działki wydobyć 1 kg kruszcu? To fakt nie wymagający głębszej wiedzy historycznej.
Cóż, taki jest obecnie prikaz odnośnie tworzenia treści w sieci. Na stronach, portalach i blogach. Trzeba opowiadać historie. Głównie dlatego, że wtedy strona w Google się najlepiej pozycjonuje i mamy największe szanse na dobry traffic. No i koniecznie SEO musi się zgadzać, więc piszemy w stronie czynnej, krótkimi i prostymi zdaniami, umiejętnie umieszczając nagłówki i dobierając słowa kluczowe z listy.
Czego skuteczność w sumie właśnie sam (kliknięciem na stronie i doczytaniem historyjki do końca) udowodniłem.
Ale osobiście wolałbym na moim blogu pisać o bardziej konkretnych sytuacjach i doświadczeniach.
Takim konkretnym przypadkiem jest nagłaśniane ostatnio w mediach –
Kwestia tzw. „testu przedsiębiorcy”.
Przypomnijmy – test przedsiębiorcy ma polegać na dokonaniu przez organy skarbowe masowej weryfikacji działalności jednoosobowych firm – osób prowadzących działalność gospodarczą.
Nagła utrata statusu przedsiębiorcy ma kluczowe znaczenie także z punktu widzenia ewentualnej upadłości. Inne są bowiem zasady ogłaszania upadłości przedsiębiorcy, a inne – konsumenta.
W kwestii przepisów ustalających kto jest przedsiębiorcą panuje – jak to u nas bywa – totalny mętlik i bałagan.
Zgodnie z filarem „Konstytucji biznesu” – ustawą – Prawo przedsiębiorców – działalnością gospodarczą jest zorganizowana działalność zarobkowa, wykonywana we własnym imieniu i w sposób ciągły.
Istotę działalności gospodarczej definiuje także ustawa o PIT. Zgodnie z nią (pozarolnicza) działalność gospodarcza – to działalność zarobkowa – m.in. wytwórcza, budowlana, handlowa, usługowa – prowadzona:
- we własnym imieniu bez względu na jej rezultat,
- w sposób zorganizowany i ciągły,
- z której uzyskane przychody nie są zaliczane do innych przychodów
Przy czym za pozarolniczą działalność gospodarczą nie uznaje się czynności, jeżeli łącznie spełnione są następujące warunki:
- odpowiedzialność wobec osób trzecich ponosi zlecający wykonanie tych czynności;
- są one wykonywane pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonych przez zlecającego te czynności;
- wykonujący te czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego związanego z prowadzoną działalnością.
Innymi słowy działalność gospodarcza polega m.in. na ponoszeniu ryzyka gospodarczego, niepodleganiu kierownictwu zleceniodawcy i swobodzie wyboru czasu i miejsca świadczenia usług.
Swoje trzy grosze wtrąca tu także ustawa o VAT – zgodnie z którą działalność gospodarcza obejmuje wszelką działalność producentów, handlowców lub usługodawców oraz rolników, a także działalność osób wykonujących wolne zawody. Działalność gospodarcza obejmuje w szczególności czynności polegające na wykorzystywaniu towarów lub wartości niematerialnych i prawnych w sposób ciągły dla celów zarobkowych.
Zostawmy to.
Jak i to, że powszechne tzw. samozatrudnienie jest konsekwencją tzw. „klina podatkowego”, który jest w naszym kraju relatywnie wysoki (i to nie w wyniku podatków, ale obowiązkowych składek na ubezpieczenia społeczne).
Ważne jest to, że „wsteczne” uznanie, że ktoś, kto zarejestrował firmę, nie był przedsiębiorcą, powoduje groźne skutki, zwłaszcza podatkowe. Wiąże się z tym m.in.:
- konieczność zapłacenia wyższego PIT od wyższej kwoty i karne odsetki (przedsiębiorca ma prawo stosowania 19-procentowej liniowej stawki PIT)
- korekty i konieczność dopłat składek ZUS (przedsiębiorcy płacą zryczałtowaną, niższą stawkę składek)
- korekty i konieczność dopłaty VAT (Nie-przedsiębiorca nie może być podatnikiem podatku VAT. Faktury wystawione przez osobę, której zakwestionuje się prowadzoną działalność, będą uznane za „puste”, co za tym idzie pozbawi się go prawa do odliczenia podatku naliczonego VAT. Przy czym według obecnych przepisów również odbiorca usług będzie miał zakwestionowane koszty i odliczony VAT. Grozi to również zarzutami karnoskarbowymi).
Jak to się ma do możliwości ogłoszenia upadłości?
Po kolei:
Upadłość może ogłosić zarówno przedsiębiorca (zarejestrowany w CEiDG), jak i konsument. W tym również osoba, która kiedyś przez jakiś czas prowadziła DG. Fachowo nazywa się to, że osoby te posiadają „zdolność upadłościową”.
Różny jest jednak tryb, a także ogólna ‘optyka” upadłości konsumenckiej i upadłości przedsiębiorcy.
Przyjmuje się jednocześnie, że trybów upadłości firmy i upadłości konsumenckiej nie można łączyć.
Oznacza to, że:
- jeżeli prowadząc firmę, zwrócisz się o ogłoszenie tzw. upadłości konsumenckiej
i odwrotnie
- jeżeli będąc konsumentem, wniesiesz o ogłoszenie swojej upadłości jako przedsiębiorca
sąd nie ogłosi upadłości, lecz oddali takie wnioski.
Przy czym kluczowy jest stan na dzień rozpatrywania wniosku upadłościowego przez sąd. Wtedy bowiem sąd ocenia, czy możesz ogłosić upadłość w danym trybie.
Z kolei zmiana statusu później, już w trakcie postępowania upadłościowego (np. wyrejestrowanie działalności) – nie ma znaczenia dla przebiegu postępowania.
I jeszcze jedno. Gdyby w trakcie upadłości fiskus z jakichś powodów stwierdził, że nie byłeś wcześniej przedsiębiorcą – i w konsekwencji naliczył Ci dodatkowe obciążenia podatkowe – to długi z tego okresu również objęte są upadłością – jeżeli tylko mają źródło w działalności sprzed ogłoszenia upadłości. A zatem docelowo również mogą zostać umorzone wskutek przeprowadzenia upadłości.
Ot i tyle. Takie kilka luźnych przemyśleń. Parę chwil wolnego. Papiery chwilowo obrobione, najbliższe spotkanie dopiero za kilka godzin, pomyślałem, że coś napiszę :).
{ 2 comments… read them below or add one }
Może nie ma to związku z głównym tematem wpisu, ale muszę przyznać Ci rację – anegdota o poszukiwaczu złota mnie zachęciła 😉 Akurat zrobiłem sobie kawę i zacząłem przeglądać świeże maile. Jakby od razu była tam informacja o tematyce upadłości, pewnie bym maila skasował, bo (na szczęście) obecnie mnie to nie dotyczy. Ale że udało Ci się uzyskać moje zainteresowanie, to skorzystałem z linka w mailu i przeczytałem całość 🙂
A co do „treści właściwej” – wiem, że to tylko wpis na blogu, ale i tak mógłbyś dać trochę więcej informacji. Bo mam wrażenie, że temat został jedynie liźnięty, czuję lekki niedosyt.
Socjotechnika, jak widać, to jednak podstawa :). Co do zasadniczego tematu, to dalsze rozważania musiałyby dotyczyć tego, kto jest, a kto nie jest przedsiębiorcą – co ma sens tylko, jeżeli będziemy analizować jakiś konkretny przypadek. Chyba, że masz jakieś konkretne pytania?
Nb. fiskus uspokaja sytuację:
https://businessinsider.com.pl/twoje-pieniadze/prawo-i-podatki/test-przedsiebiorcy-fiskus-zgadza-sie-na-samozatrudnienie/ekrk80g
Sądzę jednak, że temat jest jedynie zamiatany pod dywan, ponieważ z punktu widzenia MF niepotrzebnie zyskał tak dużą popularność. Aby zakwestionować status jednoosobowej DG nie trzeba nowelizować żadnych przepisów, obecne w zupełności wystarczają. Aby nie wzbudzić popłochu, trzeba jedynie umiejętnie „dawkować” ilość kontroli – co w każdej chwili może nastąpić, oczywiście już po wszystkich wyborach ;).