W związku z zapowiadaną przez Ministra Sprawiedliwości dużą nowelizacją prawa upadłościowego i naprawczego, kilka dni temu pozwoliłem sobie zaproponować kilka pożądanych zmian tej ustawy.
Dziś postaram się omówić jedną z nich, a mianowicie zmianę definicji „niewypłacalności przedsiębiorcy”.
Dlaczego warto zastanowić się nad tą zmianą?
Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami upadłość ogłasza się właśnie m.in. wobec przedsiębiorcy, który stał się niewypłacalny. Za „niewypłacalnego” ustawa uznaje przedsiębiorcę, który nie reguluje swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych.
W praktyce oznacza to, że wystarczy spóźnić się z zapłatą dwóch jakichkolwiek faktur (np. za telefon i raty leasingowej za auto – to przypadek z praktyki), by stać się niewypłacalnym. W takim przypadku nie tylko sąd winien orzec upadłość takiego podmiotu, ale także sam przedsiębiorca winien złożyć do sądu wniosek o jej ogłoszenie.
Istnieje co prawda wyjątek od tej reguły. Sąd może nie ogłosić upadłości, jeżeli zaległości nie przekraczają 10 % wartości bilansowej przedsiębiorstwa, a opóźnienie nie przekracza trzech miesięcy. Jednak – jak to bywa z każdym wyjątkiem – ma on charakter odstępstwa od reguły, a sąd winien każdorazowo zastanowić się, czy rzeczywiście go zastosować. W pewnych przypadkach istnieje wręcz zakaz korzystania z tej furtki, np. gdy oddalenie wniosku o upadłość może spowodować bliżej nie sprecyzowane „pokrzywdzenie wierzycieli”.
Można co prawda argumentować, że taki potencjalny upadły jest sam sobie winien, ponieważ wszelkie zobowiązania winien płacić w terminie. Żeby uniknąć nieporozumień – zgadzam się całkowicie z tym, że nieterminowe regulowanie zobowiązań to plaga naszego obrotu gospodarczego.
Zastanówmy się jednak, czy każda sytuacja winna skutkować upadłością? Wierzyciel ma cały czas w pełni otwartą drogę do dochodzenia zapłaty wierzytelności – wraz z odsetkami – w „zwykłym” trybie sądowym. Realne ogłaszanie upadłości każdego dłużnika niewypłacalnego według obecnych przepisów niosłoby więcej szkód, niż pożytku.
Uważam, że ustawodawca winien przekonstruować definicję niewypłacalności, np. poprzez określenie, iż nie regulowanie wymagalnych zobowiązań pieniężnych winno każdorazowo mieć charakter trwały (ustawa już dziś posługuje się tym terminem w art. 12 ust. 2). Pomysł wymaga oczywiście szerszej i dużo bardziej wnikliwej dyskusji, ale tytułem przykładu wskażę, iż niewypłacalność mogłaby mieć charakter trwały w sytuacji, w której opóźnienie w spłacie zobowiązań przekraczałoby trzy miesiące. W istocie nastąpiłoby wówczas przewartościowanie obecnie istniejących przesłanek ogłoszenia upadłości, bez wprowadzania nowych.
W najbliższym czasie postaram się napisać szerzej o postępowaniu naprawczym, a w szczególności o tym, dlaczego w naszym kraju takie postępowania po prostu nie mają miejsca.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }